Pilica – zmiana trasy

Opublikowane przez AskeF w dniu

Dziś mija prawie półtorej tygodnia od mojego ostatniego lotu. Pogoda w poprzednim tygodniu niestety stała pod znakiem idącego z zachodu frontu ciepłego. Zgodnie z przewidywaniami przyniósł on stałe opady deszczu, wzrost temperatury (z minusowej, do prawie 10 na plusie) i zmianę kierunku wiatru. Jako efekt uboczny stopniała cała pokrywa śnieżna, a co za tym idzie, ukazała się szara śląska rzeczywistości w pełnej okazałości.

Pierwsze dni tego tygodnia też nie były lepsze. Generalnie mgła zalegająca region (również w ciągu dnia) spowodowała, że chyba nikt nie latał. Miejmy nadzieję, że są to już ostatnie podrygi zimy, niedługo dzień się wydłuży, a i pogoda się poprawi.

Dziś w planie z samego rana mam docelowo Rudniki z przelotem przez Pyrzowice i powrót po zachodniej stronie CTR-u z powrotem na Muchowiec. Z samego rana mam już wszystko przygotowane, trasa policzona, plan lotu złożony. Nie podoba mi się trochę 30-35 węzłów prognozowane na wysokości przelotowej, ale cóż, trzeba do takich warunków również być przygotowanym. W każdym razie przy gruncie mamy nie więcej niż 10 kt, a to oznacza, że warunki pozwalają na lot. Potwierdza to też świecąca tarcza Księżyca, która wita mnie jeszcze po ciemku, kiedy zwlekam się z łóżka.

Pod hangarem czeka już na mnie SP-KAO. Będę nim latać pierwszy raz, odkąd pojawił się na Muchowcu. Przed usadowieniem się w kabinie, mój instruktor sprawdza odstoje i okazuje się, że jeden z nich znajduje się pod kadłubem na wysokości głównego podwozia. I to mnie zaskakuje, ponieważ do tej pory wydawało mi się, że wszystkie odstoje znajdują się pod skrzydłami. Krótkie sprawdzenie z zewnątrz samolotu i wsiadamy. Przyrządy pokładowe oczywiście nie są takie same jak w HMR, czy KIR, ale żelazny zestaw podstawowych wskaźników jest na swoich miejscach. Najbardziej odróżniają się: prędkościomierz i zakrętomierz. Kulka w tym ostatnim jest jakaś taka „nieruchawa”, zaś prędkościomierz jest wyskalowany w mph i węzłach.

Samolot zapala od pierwszego zakręcenia, ale niestety musimy go grzać przez chwilę na pasie zanim temperatura oleju wejdzie na zieloną skalę. Potem już tylko sprawdzenie iskrowników, zgłoszenie gotowości i do góry. Samolot jest „ciężki” i wspina się bardzo powoli, co zauważ również instruktor. Nie wiem, czy powodem jest w miarę wysoka temperatura (jak na tę porę roku) czy też silnik, który nijak nie dochodzi do 2500 obrotów. W każdym razie jest to dla mnie duża różnica na minus w stosunku do silnika HMR, który po remoncie zaskakuje wydajnością.

Lecimy do punktu GOLF, gdzie przełączam się na Wieżę w Katowicach. Trochę za dużo gadam (niepotrzebnie) i zaliczam małą wpadkę. Kontroler każe mi oczekiwać po południowej stronie punktu X-RAY-a, a ja potwierdzam mu, że zgłoszę X-RAY. Zaskoczyło mnie to, że dostałem numer 3 w kolejności lądowania. W końcu to jest lotnisko komunikacyjne i tam na prawdę odbywa się ruch, czego do tej pory nie było mi dane doświadczyć. Poza tym pomyliłem X-RAY z NOVEMBER, który znajduje się z drugiej strony lotniska. No cóż. Następnym razem postanawiam lepiej się przygotować z punktów oczekiwania w CTR.

Lądowanie na pięknie oświetlonym pyrzowickim pasie wykonuję bez żadnego problemu i odchodzimy w kierunku punktu WHISKEY. W zasadzie tę część trasy wykonuję już bez kontroli kursu na busoli, czy żyroskopowym wskaźniku (który nota bene w KAO działa zaskakująco dobrze). W punkcie WHISKEY żegnamy się z Wieżą i kierujemy się nad punkt JULIETT – północny koniec Jeziora Poraj. W zasadzie nie było potrzeby takiego ustawienia trasy; można było lecieć bezpośrednio na Rudniki, ale chciałem (na przyszłość) zobaczyć, gdzie to jest. Nad punktem JULIETT niestety pogoda się psuje i zaczyna padać deszcz. Pogorszenie pogody i widzialności nadchodzi od północnego zachodu, czyli praktycznie tam, gdzie się udajemy. Krótka decyzja – zmieniamy trasę. Instruktor każe mi oszacować nowy kurs z obecnego miejsca w kierunku Pilicy. Kiedy ja siedzę nad mapą, on sam zgłasza zmianę do Kraków Informacja.

Mijamy Żarki i na VORze ustawiamy radial 27. Jego przecięcie powie nam, że znajdujemy się w linii pasa Pyrzowic. Jeśli dodamy do tego to, że Pilica, Zawiercie i lotnisko tworzą linię zgodną z kierunkiem pasa, to można domniemywać że wtedy też znajdziemy się też w okolicy Pylicy.

Niestety nie wygląda to tak różowo w praktyce. Mimo przecięcia radialu, zupełnie nie wiem, gdzie jestem, nie mówiąc już o Pilicy. Oczywiście instruktor szybko mnie wywabia z opresji, wskazując charakterystyczne punkty: małe jeziorka, zbiegające się centralnie wszystkie drogi w okolicy i zrujnowany pałac w centralnym punkcie miasta. Myślę, że teraz już zapamiętam.

Po Pilicy już prosto – lecimy z powrotem na Muchowiec. Na oko powinienem obrać kurs pomiędzy 225 a 230. Przeszkadza jednak silny wiatr zachodni, trzeba wziąć poprawkę i ostatecznie wybieram 240. Byłoby dużo łatwiej, gdybym zobaczył kominy Huty Katowice, które powinienem zostawić z prawej strony, ale niestety ich nie widać… W przeciwieństwie do Pylicy, teraz czuję się już bezpieczniej – te rejony już ze 3 razy zwiedziłem. Widzę Pustynię Błędowską, a to oznacza, że kierunek jest właściwy. Potem Huta Katowice z dymiącymi kominami, które niewątpliwie odpowiadają za gorszą widoczność po swojej wschodniej stronie, a potem Sosnowiec i już z daleka widoczny Muchowiec. Będziemy podchodzić z długiej prostej, ale zanim to nastąpi, chcę jeszcze zrobić wiraż z dużym przechyłem nad Sosnowcem. Dostaję zgodę. Z pierwszego wirażu wychodzi mi bardziej spirala – nie panuję nad wysokością. Dopiero drugi wychodzi mi znacznie lepiej, choć z zakładanego przechylenia o 60 stopni, wychodzi mi 45. To będę jeszcze musiał poćwiczyć przy najbliższej okazji.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Symbol zastępczy awatara

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *